20 marca w CKK Jordanki odbył się koncert pt. Na czterech strunach świata. Wieczór nordycki.
Wystąpili:
Bohdan Koval – fortepian. Nagroda Specjalna TOS przyznana na XVI na Międzynarodowym Forum Pianistycznym ”Bieszczady bez granic”
Toruńska Orkiestra Symfoniczna
Dainius Pavilionis – dyrygent
Gabriela Ułanowska – prowadzenie
Skoryk – Melodia
E.Grieg – W grocie króla gór z suity Peer Gynt op.46
E.Grieg – koncert fortepianowy a – moll. op. 16
J.Sibelius – Lemminkainen’s Return op.22 nr 4
Sibelius- V Symfonia – dur op.82
Niezwykle wzruszający był początek koncertu, kiedy zabrzmiała
” Melodia” M. Skoryka. „Melodia” zagrana przez 40 orkiestr w Polsce i poza jej granicami na znak solidarności z walczącą Ukrainą.
Cóż można napisać? Ból.
Potem zachwyciła słuchaczy piękna muzyka „W grocie króla gór” z suity Peer Gynt op.46.
Usłyszeliśmy i zobaczyliśmy oczami wyobraźni Wschód leniwego słońca, dziwny, jakby się ono pogubiło. Pomyślałam:
„Słońce nie wzeszło tam, gdzie powinno!
Nie miało GPSu nastawionego na pokój!
Zaprogramowano je na pychę.
Pogubiło się.Księżyc oszalał.
Towarzyszył samolotom spadającym
jak kamienie na śpiące miasto, ufne i sprawiedliwe.
Wiatr nie potrafił wiać, stracił rozsądek.
Spowijał kirem niebo nad dziewczynkami nagle pozbawionymi lalek.
Nad chłopcami zastygłymi przy swoich sportowych autkach.
Nad matkami bezgłośnie szeptającymi….
Boże, zachowaj nas!
Nad krojącymi ostatnią, bezpieczną kromkę chleba posmarowanego ufnością i spokojem.
Otworzyły się otchłanie schronów,
Bezpiecznie – niebezpiecznych.
Zapadały się ulice jak w apokaliptycznym śnie, z którego trudno się obudzić.
Nie można się obudzić!
Ciszę wypełniły kołatania serc i bezgłośne zaklęcia.
Ogień rozpalony raz, nie gaśnie!
Co zrobiłeś sobie i innym?
Słaby, głupi człowieku.
Nic jednak nie przerwało koncertu.
Popłynęły dźwięki nasycone śmiercią, umieraniem, tak by oddać śmierć Azy, matki Peer Gynta. Jakże wpisały się w to, co dzisiaj czujemy, chociaż nie o tym opowiadał E. Grieg. Smyczki zawodziły, ale wiedzieliśmy, że są wolne, nieskrępowane wędzidłem głosek. Słowa nie są w stanie opowiedzieć o śmierci, chociażby jednej, przecież to czyjeś 100%; muzyka tak.Dźwięki drżały, słuchacze zapominali o codziennych sprawach, otwierały się ich serce, łkały bezgłośnie, milczały usta, ale dusza krzyczała. Dźwięki przewracały się, koziołkowały, zanurzały się w smolistej czerni i krwawych łunach pożarów, w grzmocie spadających bomb i strachu umierających.W muzyce umierała też matka Peer Gynta.
Potem „usłyszeliśmy” taniec Anity, dźwięki wirowały, zapadały się w sobie, kurczyły, lub wreszcie odwrotnie, potężniały, podnosiły larum w kosmosie, były niby pogubione, ale czuło się, że nie są bezradne.Kipiały buntem.
Rosyjskie trolle, koboldochy, gnomy, wyleciały na świat, niosły śmierć, obsiadały jak pociski artyleryjskie każdy kawałek Mariupola, każdy kawałek innego, ale nie bezbronnego miasta. Czarne kikuty drzew i okaleczone ściany domów krzyczą! W grocie Króla Gór było ciasno, ciemno, a to znalazło wyraz w wielokrotnie powtarzanym motywie, zaangażowały się w jego tworzenie różne instrumenty, wielokrotnie go przetwarzały, zmieniały jego dynamikę.
Cóż, dzisiaj jestem nastawiona refleksyjnie, świat się porozsuwał i rozsypały się puzzle tworzące dawny jego wizerunek.
Nawet recenzja się niebezpiecznie rwie!
Niezwykły był też koncert fortepianowy a-moll op.16. Jak dużo pięknych tematów! Olśniewająca kolorystyka! Heroizm, liryzm, melodia chorału, pieśni, oryginalność melodii instrumentów smyczkowych, krajobrazy jak z Chopina, podniosłość, drżenie ramion, monumentalność. Wszystko naraz. Melodie tajemnicze, różne rytmy. Atmosfera gęstniała, narastało wzruszenie, subtelnie podkreślane przez flet. Przejmowały go orkiestra i fortepian, potęgowały i rosły w hymn.
Kompozytor fiński Jean Sibelius (1865–1957), to autor poematów symfonicznych, muzyki scenicznej, charakterystycznej, oddającej północny koloryt, najróżniejsze emocje. Zabrzmiała melodia bogata, szeroka, pełna dźwięków wzbogacanych coraz to nowym brzmieniem, napełniona dźwiękami cierpliwymi lub gwałtownymi, żywymi, zmieniała się ich długość i wysokość. Te dźwięki chciały utworzyć czyste niebo, by nie spadały zeń zapalające kamienie na Ukrainę. Były jednak bezbronne.Walczyły zmieniając rytmy, tempa, miary czasu, rozlewały się szeroko, by tworzyć niewidzialną zaporę dla ludzkiego okrucieństwa, gęstniały, nasycały się bohaterstwem, były gorące, dramatyczne, wysokie, niskie, kipiące odwagą, niosły różnorodne emocje. Cały czas zmieniały się, łączyły, tworzyły nowe melodie, dramatyczne jak muzyka romantyczna. Piękne pola, niezwykłe lasy, uroda kniei, szeroko rozlane wody, ziemia z lotu ptaka zostały zaklęte w altówki, skrzypce, flety, w niezwykłe instrumenty, na których strunach zręczne palce muzyków opowiedziały pięknie ból i radość. Muzyka o nieokreślonej tonacji, dziwnym zestawieniu dźwięków, mroczna albo sielankowa, pełna ciepłych barw, zapachów, nasycona emocjami niosła się przez piękny, wolny Toruń.
Jeszcze jeden koncert o złożoności świata malowany dźwiękami. Spotkanie dobra i piękna.
Fot. Łukasz Ułanowski / Toruńska Orkiestra Symfoniczna