Za kilka tygodni minie 40 lat od wprowadzenia w Polsce stanu wojennego. Znów będziemy świadkami niekończących się dyskusji o celowości i skutkach podjętych wówczas decyzji.
My, seniorzy znamy i pamiętamy wydarzenia sprzed 40 lat, są bowiem częścią naszego życia i każdy z nas może wiele powiedzieć o tym, jak przeżywał z najbliższymi ten trudny, tragiczny czas.
Wydarzenia z jesieni 1981 roku zmieniły życie tysięcy Polaków, wielu znalazło się w więzieniu inni opuszczali kraj szukając innego miejsca do życia. To były bardzo trudne, często tragiczne życiowe decyzje, gdzie stawką było życie własne i najbliższych.
Taką życiową decyzję musiał podjąć pułkownik Ryszard Kukliński, polski James Bond jak niektórzy go określają, postać nieszablonowa nawet jak na szpiega, człowiek, który za swoje życiowe wybory zapłacił bardzo wysoką cenę.
Ryszard Kukliński urodził się w Warszawie w 1930 roku jako nastolatek brał udział w Powstaniu Warszawskim, a po jego upadku razem z tysiącami Warszawiaków opuścił stolicę i losy wojenne rzuciły go do Wrocławia. Tam Kukliński związał się z wojskiem i w tym związku przetrwał kilkadziesiąt lat.
Na początku wstąpił do Oficerskiej Szkoły Piechoty, w 1950 roku otrzymał stopień chorążego z przydziałem do Piły na dowódcę plutonu. W 1953 roku został przeniesiony do Kołobrzegu na dowódcę batalionu Brygady Przeciwdesantowej.
W tym czasie ożenił się z Joanną Christ, niebawem rodzina powiększyła się o dwóch synów
Waldemara i Bogdana. Żona, gorliwa katoliczka wymogła na przyszłym mężu ślub kościelny i chrzest synów. Takie postępowanie było częste wśród oficerów, którzy oficjalnie głosili poglądy materialistyczne, a w rzeczywistości nadal odbywali praktyki religijne.
Pod koniec lat 50- tych Kukliński szybko awansuje, kończy Akademię Sztabu Generalnego w Rembertowie, a potem studia w Moskwie. Przełożeni podkreślali jego fenomenalną pamięć, wyobraźnię przestrzenną potrzebną do tworzenia map, zaangażowanie, skromność i niezwykłą pracowitość. W 1964 roku Kukliński awansował na majora i otrzymał skierowanie do pracy w
Sztabie Generalnym WP, w związku z tym rodzina przeprowadziła się do Warszawy.
W dowód wyjątkowego zaufania w 1967 roku Kukliński wyjechał do Wietnamu. Był to teren niebezpieczny, ogarnięty wojną. Władzom PRL zależało, aby zaznaczyć tam swoją obecność i w ramach Międzynarodowej Komisji Kontroli i Nadzoru wyjechało do Wietnamu około 2 tysięcy Polaków. Pobyt w Wietnamie był bardzo korzystny pod względem finansowym, diety wypłacano w dolarach i zarobić można było o wiele więcej niż w kraju.
Wielu badaczy życiorysu pułkownika podejrzewa, że w czasie trwania misji w Wietnamie Kukliński mógł nawiązać kontakty z amerykańskim wywiadem. Był człowiekiem otwartym, łatwo nawiązywał kontakty, w Sajgonie mieszkał w tym samym hotelu z Amerykanami. Brał udział w organizowanych spotkaniach i jako bystry obserwator po raz pierwszy miał możliwość poznania wojskowych „zza żelaznej kurtyny”.
Po powrocie do kraju był w ścisłej czołówce oficerów Sztabu Generalnego, brał udział w przygotowaniu planów inwazji na Czechosłowację, w 1970 roku wstrząsem były dla niego wydarzenia na Wybrzeżu. Według relacji samego pułkownika te dwa wydarzenia uświadomiły mu, że Wojsko Polskie zostało sprowadzone do roli wewnętrznego i zewnętrznego interwenta pacyfikującego własne społeczeństwo i kraj sąsiedni. Jako oficer łącznikowy pomiędzy generałem Jaruzelskim a Moskwą poznał strategię nuklearnej inwazji na Europę Zachodnią i dobrze wiedział, że w wyniku konfliktu nuklearnego zginie kilka milionów Polaków.
W obliczu ostatnich wydarzeń i zagrożenia dla naszego kraju Kukliński decyduje się na nawiązanie współpracy z amerykańskim wywiadem (CIA). Prawdopodobnie stało się to w 1972 roku podczas rejsu do Hamburga. Kukliński wysłał list do Ambasady Amerykańskiej w Niemczech, w którym zaproponował współpracę z CIA.
Amerykanie, po dokładnym sprawdzeniu życiorysu pułkownika wiedzieli, co może im zaoferować i przydzielili mu amerykańskiego agenta Dawida Fordena.
Kukliński zorganizował w Warszawie system „martwych skrzynek” niewidocznych skrytek do których wkładał przesyłki i za pomocą specjalnego nadajnika radiowego informował swego agenta, że we wskazanej skrytce znajduje się przesyłka.
W czasie swojej 9-letniej tajnej misji do 1981 roku przekazał Amerykanom w postaci mikrofilmów około 35 tysięcy stron dokumentów. Aby wykonać tę tytaniczną pracę często zostawał w swoim gabinecie po godzinach pracy, za co zyskał uznanie wśród przełożonych jako niezwykle oddany pracy i służbie wojskowej. Dla niego to były lata stresu, ustawicznego kontrolowania siebie, wypalał dwie paczki papierosów dziennie, a w domu był gościem.
Najważniejszymi dokumentami jakie Kukliński dostarczył CIA były plany wprowadzenia stanu wojennego w Polsce. Brał udział w ich opracowaniu w wąskiej kilkuosobowej grupie oficerów Sztabu Generalnego. Zdawał sobie doskonale sprawę, że wprowadzenie tych planów w życie skończy się tragicznie, dojdzie w Polsce do rozlewu krwi.
Przekazanie informacji o planach stanu wojennego zakończyło agenturalną działalność pułkownika. Kilka dni później, 2 listopada 1981 roku w Sztabie Generalnym odbyła się tajna narada, podczas której prowadzący ją dowódca powiedział, że polskie władze otrzymały informację o szpiegu działającym w Sztabie Generalnym. Kukliński był jedną z dwóch osób mających dostęp do pełnej wersji dokumentów. Wiedział, że musi natychmiast podjąć decyzję o ucieczce, w przeciwnym razie czeka go areszt i dalsze tego konsekwencje.
Czekała go trudna rozmowa z żoną i synami, rodzina nie wiedziała o jego działalności na rzecz obcego wywiadu, każde z nich miało swoje dorosłe życie. Postanowił o wszystkim powiedzieć rodzinie i nalegać na natychmiastowe opuszczenie kraju. Po naradzie z rodziną pułkownik skontaktował się z CIA prosząc o ewakuację czterech osób.
Wydarzenia potoczyły się błyskawicznie, ewakuacja odbyła się nocą 7/8 listopada 1981roku.
Prawdopodobnie rodzina była przewożona osobno, Amerykanie nie ryzykowali życiem czterech osób. Taką wersję wydarzeń przedstawił Kukliński w rozmowie z przyjaciółką, pisarką Marią Nurowską. W filmie o Ryszardzie Kuklińskim „Jack Strong” pokazana jest ucieczka w furgonetce wypełnionej kartonami całej czteroosobowej rodziny. Wszyscy zostali przewiezieni do amerykańskiej bazy w Berlinie Zachodnim, a stamtąd ewakuowani do USA. Działo się to miesiąc przed wprowadzeniem stanu wojennego w Polsce.
Rodzina osiadła w USA, płk Kukliński został zatrudniony jako ekspert Departamentu Obrony i Departamentu Stanu do spraw Europy Wschodniej. Otrzymał stopień pułkownika armii amerykańskiej i wysokie odznaczenia CIA.
Natomiast w kraju władze ujawniły działalność Kuklińskiego dopiero w 1984 roku. Sąd Wojskowy w Warszawie skazał pułkownika na karę śmierci. Wyrok ten został uchylony już po przełomie w 1995 roku. Przywrócono Kuklińskiemu stopień pułkownika i całkowicie zrehabilitowano.
Niestety, życie rodziny w USA nie upłynęło w spokoju i dobrobycie. W 1994 roku w przeciągu kilku miesięcy doszło do dwóch tragedii w których zginęli obaj synowie Ryszarda Kuklińskiego. Okoliczności ich tragicznej śmierci nigdy nie zostały wyjaśnione.
Pułkownik kilkakrotnie odwiedzał Polskę, w 1998 roku wygłosił przemówienie do posłów i senatorów w Sejmie. 11 lutego 2004 roku wskutek udaru mózgu płk Kukliński zmarł w swoim domu na Florydzie. Zgodnie z Jego wolą został pochowany na warszawskich wojskowych Powązkach. Żona pułkownika, Joanna po śmierci męża została w USA sama, bez rodziny. Wróciła do Polski i tu zmarła w wieku 83 lat w 2013 roku. Została pochowana obok męża na Powązkach.
Przy ocenie agenturalnej działalności płk Kuklińskiego często padają dwa przeciwstawne określenia, czy był bohaterem, który uratował Rodaków i Ojczyznę od katastrofy, może nawet wojny, czy był zdrajcą, który służył obcemu mocarstwu sprzeniewierzając się przysiędze wojskowej, plamiąc honor polskiego żołnierza. Na zawsze, dla jednych pozostanie bohaterem niczym Konrad Wallenrod walczący z wrogami Polski, dla innych zdrajcą, który przeszedł na służbę wywiadu obcego państwa.
Halina Zubrycka