Naszym piórem: Gdy Apollo gra… kolejny weekend był pod wpływem sztuki
Zawsze mnie wzrusza sytuacja, kiedy mogę zasiąść w fotelu Sali na Jordankach i niecierpliwie czekać na pierwsze takty wirtuozów. Nie inaczej było i teraz. Spotkanie z młodymi, uzdolnionymi skrzypkami i niezwykłymi wprost pianistami, doświadczenie emocji, które każdorazowo dotykają wielu zmysłów to jest to, dlaczego lubię czas sobotnio – niedzielny.
Wystąpili:
Robert Łaguniak – skrzypce,
Marcin Sikorski- fortepian,
Elias David Moncado -skrzypce,
Bartłomiej Wezner- fortepian
W programie Mozart, K. Szymanowski, L. van Beethoven, C. Franck, S. Prokofiev, H. Wieniawski, H. W. Ernst, C. Saint – Saens.
Dzisiaj w krótkiej recenzji inny niż zazwyczaj sposób prezentowania utworów i ich wykonawców.
Pozwoliłam sobie skorzystać z materiałów Toruńskiej Orkiestry Symfonicznej. Mam nadzieję, że nie „będzie się gniewać”.
Usłyszeliśmy w te dwa wieczory wiele fantastycznych kompozycji, ale dzisiaj tylko o kilku. Postanowiłam się zdycyplinować i ograniczyć liczbę słów, którymi opowiem o muzyce.
Usłyszeliśmy kompozycję Karola Szymanowskiego Mity. 1. Źródło Aretuzy.
Utwór na skrzypce i fortepian zabrzmiał jak krzyk rozbijanego kryształu w pustej przestrzeni nieba, wiły się w nim, barwne plamy, wyszukane brzmienia, wysokie rejestry”, pełne szmerów wody, szumów trzcin nadbrzeżnych, słychać było pluski ryb, wycie agresywnego wiatru, doprowadzające słuchacza do niepokoju, wzruszenia, niedowierzania, że palce muskające klawisze bądź struny są realne, ludzkie.
Nimfa Aretuze uciekała przed zalotami bożka Alfejosa. Zdenerwowana Artemida zamieniła go w źródło i stąd od początku słyszeliśmy dźwięki naśladujące pojedyncze krople uderzające w wodę, a potem gniew wody, wzburzenie, przelewanie się przez kaskady, głośnie zawodzenia na szczytach bałwanów wodnych, potężne uderzania o brzeg. Uwieziona fala, pokonana, milkła na chwilę, aby znowu krzyczeć do wtóru z wyjącym wiatrem.
Ludvig van Beethoven dał skrzypkowi i pianiście wariacje, pełne wariactwa, pozwolił obudowywać temat dziwnymi kombinacjami, ozdobnikami, inkrustować szaleństwami, dzięki którym wirtuoz ma szanse pokazać swój talent. Szarpie, dotyka, głaszcze, niepokoi, zrywa struny, zmusza do śpiewu lub krzyku klawisze instrumentu.
Kaprysy, wariacje, sonaty, poematy, polonez, rondo.
Zauroczyła mnie, zarówno w sobotę jak i niedzielę, wirtuozeria skrzypków, ale oczarowała gra pianistów.
Mistrzostwa mistrzostw.
Zbigniew Herbert w Wierszu Apollo i Marsjasz napisał, iż doskonała muzyka to ta, która zmusza do pokory nawet największych mistrzów, tych ze słuchem absolutnym. Reinterpretuje więc mit o Marsjaszu i Apollinie.
Marsjasz krzykiem opowiada nieprzebrane bogactwo siebie, aż jego głos nabiera barwy z dodatkiem rdzy. Słysząc jego ból i krzyk kamienieją słowik i siwieje drzewo, bo opowiada on białe wąwozy, szumiące rzeki, płaczące serce, niesamowite cierpienie.
Taka też była muzyka Mistrzów, której dane mi było posłuchać.
Muzyka może być sztuką „estetyzującą, opartą na pięknej, wyrafinowanej formie. Otwiera przed odbiorcą prawdziwe królestwo smaku, zaspokaja najwybredniejsze gusty, jest przy tym dostojna, wyniosła, nie dba o poklask i w gruncie rzeczy świat ludzkich dramatów niewiele ją obchodzi. Dystansuje się wobec jakichkolwiek idei, nie chcąc się im w żadnej mierze podporządkować.” (Wikipedia)
Może też „wyrażać ból, radość, namiętność, rozpacz. Mówić o cierpieniu. Być przez to żywą, pełną ekspresji. Prawdą o sile ludzkich emocji potrafi wstrząsnąć i jednocześnie zachwycić” (Wikipedia).
Pierwsza efektowna, posągowo piękna, jest w rezultacie tylko pustym dźwiękiem. Nie ma w niej prawdy o ludzkim doświadczeniu, nie wyzwala w odbiorcy dobra – Apollo jest przecież mściwy i nieczuły na ból Marsjasza.
Zdecydowanie wolę tę drugą, a Wy, drodzy słuchacze i czytelnicy?