Nasze relacje: Zanurzamy się w las…
W ramach 24 Międzynarodowego Festiwalu Nova Muzyka i Architektura w Toruniu w pięknej Sali Mieszczańskiej Ratusza Staromiejskiego spotkały się dwa flety z klawesynem.
Przeuroczy dialog instrumentów, perfekcja gry artystów.
11 lipca 2020 r. Sobota. Godzina 18.
Rozpoczęła się gonitwa dźwięków w koncercie pod tytułem: Muzyczna opowieść sprzed lat.
Wystąpili:
Łukasz Długosz - flet
Agata Długosz – flet
Marek Toporowski – klawesyn
W programie m. in. utwory G. Ph. Telemanna, G. Pstrokońskie j- Nawratil, A. Vivaldiego.
Gonitwę dźwięków zapowiedziały flety, przejmując od siebie dźwięk, rozciągając go w czasie, kurcząc lub kryjąc gdzieś w przestrzeni oceanów, gór, wśród chmur, lasów, fal skłębionych sztormem. Nie będę skupiała się na wszystkich usłyszanych utworach, tylko na kompozycji Telemanna i G. Pstrokońskiej – Nawratil.
Kim był G. Ph. Telemann?
Wiele rzeczy robił, ale wspomnę tylko o fakcie, iż był dworzaninem, nadwornym muzykiem króla Zygmunta Augusta w latach 1704-1708.
Zafascynowany polska muzyką ludową wielokrotnie do niej nawiązywał, chociażby w suitach Alla Polacca
Jego muzyka przypominała sypanie obrazu z piasku lub rozwijanie nici Ariadny przez Tezeusza. Snuła się, biegła rytmicznie, kołowała, oddychała naturą, jej barwami, jej rytmem.
Kim jest Grażyna Pstrokońska – Nawratil?
Czytamy w Wikipedii:
„Kompozytor i pedagog. Inspiruje się tym, co widzi: krajobrazem z podróży, widokiem z okna samolotu czy rozgwieżdżonym niebem w górach. Skłonność do dźwiękowego malarstwa najlepiej odzwierciedlają tytuły utworów i charakterystyczne dla kompozytorki gatunki fresku czy reportażu. Przy tych skłonnościach nie powinna dziwić bogata, barwna instrumentacja z wiodącą rolą rozbudowanej sekcji perkusyjnej i instrumentów dętych drewnianych. Efekt kolorystyczny jest w tej twórczości nadrzędny, dlatego eufoniczne brzmienia, postspektralne harmonie i neomodalność, łączą się w tej muzyce z dwunastodźwiękowością i sonoryzmem” Tyle teorii. Teraz emocje.
Fantastycznie zabrzmiały flety, zaczarowane flety, popędzane przez klawesyn lub sprowadzane przez niego z wyżyn na ziemię. Zmuszał je do posłuszeństwa, ujarzmiał, nakazywał milczenie, ale też przeszkadzał, zatrzymywał bądź prowadził, podpowiadał.
Przez cały koncert trwaliśmy w napięciu, co stanie się za chwilę, przerażeni głośnym biciem klawiszy niecierpliwego klawesynu.
Oto zanurzamy się w las deszczowy zbudowany piętrowo. Wchodzimy ostrożnie, słychać pojedynczy dźwięk, który nie milknie, tylko przejmowany jest przez drugi flet i cichutko kona gdzieś wśród mchu, suchych liści. Zbliżamy się do wysokiego drzewa, przytulamy się do niego, słyszymy, jak sok drąży pień, jak spływa z niego ciepło na nasze obejmujące go ręce. Rośniemy razem z drzewem. Słychać to w delikatnym szmerze instrumentów. Nagle pojawia się ostry krzyk klawesynu, nadciąga niebezpieczeństwo. Umieramy jak muzyka, nie oddychamy, kiedy ona milknie. Po chwili budzi się znowu, wspina się na korony drzew, ale jeszcze raz na pożegnanie dotyka poziomek, malin, jeśli tam rosną poziomki i maliny. Pewnie nie, ale ja to tak czuję. Znowu słychać ryki i nawoływania zwierząt, skrzekliwe głosy papug. Robi się coraz ciemniej. Muzyka przybiera na sile, dźwięki kłócą się ze sobą, pohukują. Wspinają się wyżej i wyżej, aż do ostatnich pięter lasu, tam daleko konają, by pozostać na zawsze.
Muzyka natury, muzyka świata.
Podczas koncert można było usłyszeć potężny Głos Natury, a zarazem bardzo delikatny, wesoły i przerażony, ostry, przenikliwy, ale niezwykle harmonijny, pełen dysonansów i harmonii, a więc pełen sprzeczności. Jak w życiu.
Nigdy jeszcze nie słyszałam takiego koncertu na dwa flety. Koncertu Mistrzów.
Biliśmy brawo. Oni bisowali. Tak trudno było się rozstać.
Tradycja i nowoczesność, architektura, ludzie, muzyka, doskonałość.