Nasze relacje: Opowiadane dźwiękiem – L.A. Trio
Jazz, swing, ta muzyka wolności.
Można rzec, symbolicznie, że 27 lutego w Dworze Artusa wysłuchałam koncertu, który wniósł w moje życie powiew optymizmu i nadzieję, że nie poddamy się zniewoleniu wirusów.
Kiedy rozpoczął się koncert, rozszalały się emocje.
Na scenie pojawił się zespół L.A. Trio, w składzie: Bogdan Hołownia – fortepian, Andrzej Gulczyński – kontrabas, Józef Eliasz – perkusja.
Tęskniliśmy za takimi wzruszeniami, za ogromną kulturą bycia artystów, ich eleganckimi melonikami, nienagannymi garniturami, ale przede wszystkim, za improwizacjami, które raz po raz niosły się z instrumentów, jakby to były niegotowe, twórcze, niezapisywalne nigdzie, korzystające z nieograniczonej swobody układy dźwięków.
Moje zauroczenie jazzem trwa już długo, ale to tylko zauroczenie laika, któremu do radości potrzebne są emocje, niesione przez niezwykle piękne wnętrze Dworu Artusa, czerwień świateł wydobywających z mroku dystyngowanych „Starszych Panów”, artystów, czerń ich garniturów, piękny głos Ewy Źydowicz, którym opowiadała o pejzażach duszy, rozstaniach, samotności i tęsknocie, przemijaniu i nadziei.
To wszystko korespondowało z atmosferą sali, w której dane było publiczności przeżyć i skupienie, i żart, elegancję, jazzowe improwizacje, afekt, pełne emocji opisy, wczucie się w nastrój. Tętniły emocje, wzruszenia, słowem wszystko, by doświadczyć relaksu.
Niedawno czytałam książkę pt.Leopold Tyrmand.Pisarz- człowiek spektaklu- świadek epoki pod redakcją Magdaleny Woźniewskiej- Dzialak
Oto jedna z najistotniejszych definicji sformułowanych w książce U brzegów jazzu L.Tyrmanda .Jazz to:
„Ballada uliczna i piosenka podwórkowa,kuplet ogródkowy i rewirowy, zjadliwa satyra piosenkarska i otchłanny, rynsztokowy liryzm, piosenka kabaretowa i żołnierski, koszarowy erotyk, pieśń więzienna i psalmodyczna melo- poezja żebracza, proletariacka pieśń o nędzy i buncie, i lumpenproletariacki zaśpiew o nikczemnej miłości, zdradzie i zbrodni.” Słowem, źródłem jazzu jest szeroko rozumiany folklor miejski.,Roch Sulima rozumie jako działanie wielu elementów:”muzycznego, słownego, mimicznego i tanecznego”( R.Sulima „Folklor i literatura.Szkice o kulturze i literaturze współczesnej”)
Tyrmand pisał, ze jazz to wszystko w sobie ma i opowiada szalonymi, rozbudowanymi scenami gry muzyków, dysonansami, antymelodyjnością,różnymi nastrojami, smutkiem, wesołością, dynamiką, krzykliwymi i cichymi , niespodziewanymi dźwiękami, które przenikają i olśniewają, opisują krajobrazy duszy.
Rzeczywiście, powtórzę jeszcze raz : Na koncercie lał się czerwony mrok, lala stężona intensywność jazzu, spowijała salę Dworu Artusa w niepowtarzalne emocje.
To dopiero był koncert.
Fot. Dwór Artusa