Nasze relacje: Koncert w CKK Jordanki. Muzyczna gitara i heroiczny Beethoven.

Powiększ rozmiar tekstu

„W jaskini niedźwiedzia” – tak o miejscu koncertu, czyli CKK Jordanki powiedział Krzysztof Pełech na ostatnim koncercie, czym wywołał brawa wśród publiczności.

Coś w tym jest…zrazu masz wrażenie, że te ciężkie skały nad tobą, urwą się, spadną, a potem nie możesz się nadziwić, iż muzyka  niesie się echem, „wkręca” się w głowy, atakuje bądź wzrusza.

Dostojny, przyczajony , jakby wyrastający z ziemi , niczym niedźwiedzia gawra –  budynek, obudził znowu w piątek  swojego „olbrzyma”, muzycznego „ olbrzyma” , swoją fantastyczną orkiestrę.

31 stycznia  2020 r., o godz. 19  wysłuchałam koncertu o intrygująco brzmiącym  tytule „Muzyczna gitara i heroiczny Beethoven” . Wśród artystów znalazł się  Krzysztof Pełech, wybitny  gitarzysta klasyczny i Toruńska Orkiestra Symfoniczna   pod batutą dyrygenta – Dainiusa Pavilionisa.

Zaprezentowane były następujące kompozycje:

M. Cynk- Sinfonietta na smyczki, R. Harvey – Concerto Antico na gitarę i orkiestrę oraz III Symfonia Es- dur Eroica op. 55.L. van Beethovena.

Artysta to osoba o nieskrępowanej wyobraźni, a ta ostatnia jest „ kanałem” , przez który przemawia dusza świata, to tam mości sobie miejsce intuicja  , wrażliwość,  przeżycia , swoiste postrzeganie świata.

Tworzenie to wyzwolenie  ekspresji artysty, erupcja emocji, a ich gwałtowność bądź delikatność zależy od intensywności przeżyć.

W Dwunastu naukach dla artysty, G. D. Friedrich napisał „zamknij oczy i uszy  ciała, abyś mógł zobaczyć lub usłyszeć  „obraz” oczyma duszy.

Zadaniem artysty   nie jest tylko to,   co on widzi przed sobą, ale również to,  co widzi w sobie samym.

By  zrozumieć naturę, świat, człowieka, trzeba zatracić się w tym,  co  nas otacza, zespolić się  z chmurami, skałami. Dzięki   temu można  być tym ,  kim chce się być.To co było  niedopowiedziane, zamazane ,  jakaś obietnica,  być może urodzi się ponownie i tym razem będzie to  właściwy czas  i forma.

Istotą  muzyki jako sztuki dźwięku jest dla mnie piękno zawarte w ulotnym nastroju, osiągnięte dzięki barwnym  plamom  dźwieków, czy to piano ( cicho), czy  pianissimo ( bardzo cicho) i emocje, emocje, emocje…

Najpierw usłyszałam fantastyczną Sinfonietta na smyczki Magdaleny Cynk, rodowitej torunianki, inspirującej się historią, architekturą, legendami, tradycją  ukochanego miasta, kompozytorkę muzyki współczesnej, kochającą m.in. muzykę  carillonową.To muzyka wygrywana na   małych dzwonach  zawieszonych na wspólnej ramie, tzw. idiofonow, ( czyli instrumentów muzycznych samobrzmiących, w których źródłem dźwięku jest   ciało stałe o niezmiennej naturalnej sprężystości),  uderzanych. Taką definicję znalazłam w słowniku.

M. Cynk  inspirują np.  tańce  ludowe, teatr współczesny; tworzy niezwykłą muzykę.

Sinfonietta na smyczki ma formę mozaiki, która składa się z obrazów ,  nastrojów , z pomysłów, z  których jeden wyrasta z drugiego, z dialogu   między instrumentami. Muzyka najpierw jest spokojna, potem się rozpędza, zagęszcza , że aż kipi od emocji, dźwięki płyną ,  szeroko, rozlewają się leniwie, delikatnie, wybrzmiewają długo, iż masz wrażenie, że każdy dźwięk to słowo  wypowiedziany przez aktora ( w tym przypadku: artystę i jego instrument) z niezwykłym tembrem  głosu, intonacją, dykcją. W tle zaś słychać dzwonki,  romantyczne skrzypce, głośne, ciche, zawodzące lub wręcz odwrotnie, szalone.

To właśnie jej współczesna kompozycja zrobiła na mnie największe wrażenie.

Krzysztof Pełech wykonał Concerto Antica na gitarę i orkiestrę R. Harveya. Popłynęły muzyczne akordy inspirowane muzyką, tańcami z różnych stron świata, opowieści tanecznej gitary. Szerokie, cichutkie, szalone, drapieżne jak tango, uwodzące jak walc.

Bisował, nic dziwnego , K. Pełech to jedna z najlepszych gitar  klasycznych w Polsce i świecie. Artysta, wykładowca z Bydgoszczy,  żartował, już mama wymusiła na nim, by bez bisów do domu nie wracał. I nie wracał.

Skromna gitara i potężna orkiestra, Beethoven i dżinsy.

A to ona jednak prowadziła, momentami skromna, ograniczająca się do pojedynczego akordu, potem rozlewna, melodyjna, dostojna, wyniosła, zarozumiała jak piękna dama w kapeluszu od Diora. Czasami cichutko „plumkała„ niczym świerszcz w kominie, by za sekundę stać się agresywną, wojowniczą. Orkiestra wtórowała strunom gitary, albo przejmowała melodię, rozwijała ją.

A mnie się przypomniała wtedy historia chłopca i króla Elfów Goethego.

Jako ostatni utwór  koncertu usłyszałam  III Symfonię Es-dur Eroica op. 55 w wykonaniu Toruńskiej Orkiestry Symfonicznej. Eroica to symfonia  bohaterska napisana ”ku uczczeniu pamięci wielkiego Człowieka”,  heroiczna, bohaterska. Muzyka budziła do życia nowy świat, dotykała tego, co jeszcze do niedawna było niedopowiedziane, zamazane  jak jakaś obietnica, wiara, że człowiek jest wielki.

Ostre, szybkie, tryumfalne,  powtarzające się motywy, ogłaszały  Jego potęgę,  rozlewały się złowrogo, miałam wrażenie, że  za moment  eksplodują, bo człowiek zawiódł pokładane w nim nadzieje. Cichły, by za chwile dotarł do nas dźwięk marsza żałobnego, nasączonego  smutkiem,  także buntem, apelem, wezwaniem do zrobienia czegoś tu i teraz.

Ale już w cz. III można  było uspokoić emocje, bowiem rozległy się dźwięki  wesołe, tony przyjemne, wariacje  z  cz. IV.

Brawa. Koniec. Gasną światła.

Koniec  magii.

„Jaskinia niedźwiedzia” za chwilę opustoszeje.

To co usłyszane już pozostanie.

Wiesława Chmielewska

Dziennikarka MYwToruniu.pl



Urodziłam się na Mazowieckiej Równinie, a w moim oknie, jak pisał poeta,  „pole i topole”. Skończyłam jakieś szkoły (nawet wyższe), wiedziona sercem znalazłam się na pięknej ziemi mazurskiej, by ostatecznie, zupełnie niedawno, zamieszkać w Toruniu. Mam zasadę, która brzmi (słowa poety): „Nie bądź pewny, że masz czas, bo pewność niepewna”. Wiele „robiłam” w życiu dla innych, mniej dla siebie i chciałabym, by tak pozostało. Fascynuje mnie „gotyk na dotyk”, lubię ludzi, kocham najbliższych.