Nasze recenzje: „Ból i blask” Almodovara na Tofifest w Toruniu
„Choć sam Almodovar tego oficjalnie nie przyznaje, „Ból i blask” można potraktować jako autobiografię, w której reżyser luźno nawiązuje do faktów z życiorysu i poprzednich filmów. Stawia też na aktorów, którzy spod jego skrzydeł przebili się do Hollywood – Penelope Cruz i Antonio Banderasa.
Na przykładzie wypalonego fizycznie i zawodowo artysty, Almodovar ze staranną narracyjną dbałością porusza w „Bólu i blasku” tematy dorastania, dzieciństwa, katolicyzmu, względności sztuki czy samotności. Przede wszystkim Hiszpan opowiada jednak o uzależniającej, ale wyzwalającej miłości do kina”- przeczytałam w jednej z dziesiątek recenzji filmu i zdecydowałam, że „Ból i blask” na pewno obejrzę.
Okazja nadarzyła się niespodziewanie, bo tegoroczny Tofifest zaproponował ten film jako jeden z dzieł wybitnych, wyróżniających się niepokorną oryginalnością.
Z katalogiem recenzji można się zapoznać w internecie do którego odsyłam. I bardzo zachęcam aby obejrzeć ten film, tak zwykły jak codzienne życie.
Główną postacią filmu jest – grany przez Antonio Banderasa – Salvador Mello, znany reżyser filmowy pogrążony w artystycznym kryzysie, który – w dzień nękany bólem wielu fizycznych chorób a nocą wspomnień – większość czasu spędza w nastrojowym mieszkaniu w towarzystwie ulubionych obrazów.
Wypalonemu twórcy nie pomagają już środki przeciwbólowe i antydepresanty, sięga więc po heroinę. Narkotyk uśmierza fizyczny ból i pozwala przenieść się do wspomnień z okresu dzieciństwa i dorastania, oraz poskładać rozsypującą się teraźniejszość.
Antonio Banderas, hiszpański aktor pochodzący z Malagi, znany głównie z hollywoodzkiego filmu „Desperado” w reżyserii Quentina Tarantino, zagrał w filmie Almodovara „rolę życia” tworząc tak wielką aktorską kreację, że otrzymał za nią Nagrodę Najlepszego Aktora na festiwalu w Cannes.
Penelope Cruz też jest świetna w roli młodej matki Salvadora. W jej wykonaniu pragmatyczna i konserwatywna matka jest jednocześnie kobieco łagodna, kochająca i rozumiejąca utalentowanego syna, którego wychowuje w religii katolickiej.
Poza fenomenalnym aktorstwem w tym filmie o bólu urzekły mnie jeszcze trzy aspekty blasku:
– narracja – jak na hiszpański klimat filmowy dość oszczędna i emocjonalnie wyważona, szczególnie w spotkaniu Salvadora z byłym kochankiem,
– kolorystyka – bogata w intensywne barwy scenografia, podkreślająca hiszpańską kulturę i temperament,
– muzyka autorstwa Alberto Iglesiasa – ilustrująca poszczególne sceny w filmie, która przypomniała mi bardzo popularne włoskie piosenki nadawane w radiu mojej młodości.
„Ból i blask” to piękny i mądry film, który koniecznie trzeba obejrzeć… bo jest o nas. O wieku , miejscu w życiu, doświadczeniach, przeżyciach w codzienności, odchodzeniu bliskich i własnym przemijaniu. O tkaniu przez każdego z nas jedynego, kolorowego kilimu z osobistych nici zdarzeń w naszym mikroświecie.
W tym w którym aktualnie żyjemy w relacji z bliskimi i dalszymi. Relacji, która jest reżyserem filmu o nas i naszym życiu.
Lustrem, w którym się przeglądamy.