Naszym piórem: „Walizka”
Jest lato. Wakacje. Mam 10 lat. Stoję na peronie małej stacji kolejowej w naszym miasteczku. Czekam wraz z mamą na osobowy, który zawiezie mnie na kolonię. Do Zgórska w którym ja zostanę, a mama wróci do domu. Pośpiesznym.
Boję się więc trzymam kurczowo rękę mamy, zerkając co chwila na stojącą obok mnie walizkę. Taką z fibry, brązową, przewiązaną skórzanym pasem z grubą, metalową sprzączką. Żeby się nie otworzyła w czasie jazdy.
W walizce są moje osobiste rzeczy. Tylko moje! Nawet te, które do tej pory dzieliłam ze starszą siostrą – sweterki, bluzki, spódniczki. I dwie pary spodni. Z długimi i krótkimi nogawkami. Ostatni krzyk mody i powód do zbiorowej zazdrości – mam nadzieję!
Moja walizka. Brązowa, ze srebrnymi zamkami i skórzanymi łatami na rogach. Mocna! Służy wiernie naszej rodzinie od wielu lat. Zawsze z nami, we wszystkich przygodach i wyjazdach. Nieśmiertelna albo niezniszczalna…jakoś tak mówi mama.
Dotąd nasza – a teraz tylko moja. Jedziemy razem pierwszy raz po wakacyjne przeżycia.
Jakie będą?
***
Jest zima. Grudzień. Wigilijne, mroźne południe. Jedziemy Pekaesem na wieś bo w tym roku Boże Narodzenie świętujemy u babci.
Zima…zima.. śnieg.. śnieg.. śnieg .. nucę cichutko popularną pastorałkę a nasz niebieski „ogórek” mija kolejne przystanki i zaspy po obu stronach szosy.
Na siatkowej półce nad moją głową leży rodzinna walizka z fibry, w której drzemią rozmaite przysmaki, wiezione na wigilię do babci. Dobrze, że w autobusie jest chłodno, to się nie zaparzą w zamknięciu.
Mimo, że jestem już piętnastoletnią pannicą, wciąż się cieszę na takie świętowanie.
W małym domku z drewnianym dachem i ceglanym kominem, w białej izbie z okapem nad paleniskiem, i pachnącą jabłkami choinką. Przy sosnowym stole nakrytym wykrochmalonym obrusem. Z opłatkiem na gałązce świerku, świecami w fajansowych lichtarzach. Z babcią w czarnej spódnicy, białej bluzce i koronkowej chuście na ramionach. Z życzeniami spełnionego życia, rodzinnego ciepła, miłości i życzliwości.
Z magią dwunastu dań, przywiezionych na wigilię Bożego Narodzenia w czarodziejskim kufrze.
W fibrowej walizce ze srebrnymi zamkami i skórzanymi łatami na rogach…
***
Jadę na obóz narciarski. Do Bukowiny Tatrzańskiej. To mój ostatni szkolny wyjazd, bo jestem w maturalnej klasie a już w lipcu zdaję na studia.
Pakuję do walizki narciarskie buty i sportowe ubranie. Kurtkę pikowaną, ciepłe swetry, dresy, grube skarpety, rękawice, szaliki etc…
Mama jest niezadowolona, że wybrałam walizkę a nie nowoczesną torbę z ortalionu.
– Przecież to obóz sportowy nie kolonie – podkreśla – tu nie pasuje walizka. Zwłaszcza tak stara jak ta. Ma już plamy, liszaje, jest porysowana, wyblakła. Nie nadaje się.
Biedna, stara walizka.. Przez wiele lat była ze mną zawsze i wszędzie a teraz się nie nadaje?
Przecież nie wyrzucimy jej śmietnik z powodu starości!
– Nie mamy takiego zamiaru – śmieje się mama – zmienimy tylko jej funkcję i zamiast ubrań będziemy w niej w niej trzymać jakieś osobiste rzeczy. To mogą być jakiś notatki, zeszyty, albumy, pamiątki… Twoje, lub rodzeństwa. Postawimy ją na szafie w sypialni i teraz będzie waszym „kufrem skarbów”.
Mama jest genialna! Świetnie to wymyśliła! Uradowana przekładam rzeczy do torby a walizkę stawiamy na szafie. Po powrocie z obozu napełnię ją moimi „skarbami.
Jak bajkowy Sezam..
***
Hurrra! Pięcioletni okres wkuwania już za mną. Mam dyplom ukończenia studiów i wracam do domu! Z absolutną wiarą w przyszłość, w każdym calu wspaniałą!
Moi rodzice, puchną z dumy, że teraz mają w domu magistra. Rodzeństwo mi zazdrości, bo we wrześniu wróci do swoich szkół, a ja już nie!
W domu zmiany w kolorach ścian, meblach i wystroju.. Wszystko nowe, lekkie, jasne. Przytulne!!
W sypialni, na miejscu trzydrzwiowej szafy, stoi meblościanka. Funkcjonalna i nowoczesna. Pasuje do małego metrażu.
Jednak… czegoś mi tu brak.. Wiem! Stosu walizek na szczycie starej szafy! I mojego „kufra skarbów” z dzieciństwa
– Gdzie on się podział? – pytam mamę.
– Dałam go pogorzelcom – odpowiada – wraz z zawartością. Po twoim wyjeździe trzymałam w nim stare ubrania, z których wyrośliście.
Hmm.. nasza walizka.. mój dziecięcy Sezam…Tyle lat z nami w deszczu i słońcu… Gdzie jest teraz i czy jeszcze komuś służy?
Kiedyś przeczytałam, że przedmioty mają duszę. Ze potrzebują energii aby móc długo służyć ludziom. Że podstawą ich trwałości i jakości jest pozytywna myśl ludzka. A jeśli jej nie ma to może wystąpić zjawisko „złośliwości rzeczy martwych”
No właśnie… a jak z tym jest w mojej rodzinie? ? Z tą pozytywną energią? Obdarzamy nią domowe przedmioty, czy nie? A siebie – czyli domowników?
Jaka jest energia miejsca, w którym teraz przebywa nasza stara walizka? Służy, czy przeszkadza ludziom, u których mieszka. Co do nich czuje, życzliwość czy złość?
I…czy nas jeszcze pamięta?…