Opowieści zasłyszane: Bywalec
Nie tak dawno, przy kawiarnianym stoliku, pewien sympatyczny pan, uraczył nas dowcipną historyjką. Wyraził zgodę, by udostępnić na naszym portalu, co z wielką przyjemnością czynię.
Opowiem swoją najprawdziwszą przygodę, chociaż większość znajomych przekazuje ją dalej jako dykteryjkę.
Kiedy poszukiwano gitarzysty do zespołu „Dżamble”, z radością zgłosiłem swój akces. Kilka prób wystarczyło, by stworzyć zespół uświetniający wspaniałe zabawy ( tak zwane dancingi) w Miejskim Domu Kultury. Przy okazji widziało się co nieco, słyszało również. Ostatecznie znałem prawie wszystkich w tym miasteczku. Najwięcej zamieszania i wesołości wywoływały zazdrosne pary.
Jakież było moje zdumienie, kiedy otrzymałem wezwanie na sprawę rozwodową w charakterze świadka. Miałem poświadczyć, jak chorobliwa zazdrość pana małżonka, niszczy reputację pani doktor X. Terenem działania tejże zazdrości była oczywiście sala dancingowa.
Ponieważ żona usilnie naciskała , nie bardzo mogłem się wykręcić.
– Trudno, raz kozie śmierć, zresztą poradzę sobie – myślałem.
Odkurzyłem ślubny garnitur i stawiłem się w terminie, grubo przed czasem.
Po odczytaniu pozwu i przesłuchaniu stron, przystąpiono do przesłuchiwania świadków. Pani sędzina po sprawdzeniu danych personalnych, zadała pytanie:
– Proszę przedstawić zachowanie pozwanego podczas zabawy, jaka miała miejsce dwudziestego stycznia 2000 roku.
Spodziewałem się takiego pytania, byłem przygotowany.
– Pan M. zachowywał się wyjątkowo agresywnie – zacząłem – nie pozwalał żonie tańczyć z obcymi, używał wulgaryzmów, a nawet posunął się do rękoczynu wobec najbardziej zatwardziałych. Nie był to odosobniony przypadek – kontynuowałem – bywałem na innych zabawach…
Tu pani sędzina przerwała mój wywód, by powiedzieć:
– Nie jesteśmy zainteresowani, ani ciekawi , gdzie świadek bywał.
– Ale to ważne, ponieważ na innych zabawach bywało…nie pozwolono mi dokończyć, a ja z całych sił przytrzymywałem się barierki, żeby samemu nie podskoczyć z pięścią.
– Możemy kontynuować przesłuchanie? – usłyszałem pytanie.
– Tak, proszę – wymamrotałem.
– Cieszę się, że jest pan w dobrej kondycji psychicznej – odrzekła z jadowitym uśmieszkiem pani sędzina.
– Wzajemnie – wystrzeliło ze mnie to słowo z szybkością światła.
Na sali zapanowała cisza. Twarz osoby przesłuchującej zbladła, poczerwieniała i ponownie zbladła.
Jak we śnie usłyszałem:
– Za obrazę sądu, nakładam na świadka karę grzywny w wysokości pięciuset złotych. Najpierw zbaraniałem, rozejrzałem się po sali, ale wszystkie oczy wpatrzone były we mnie, a poniektórzy ze zdumienia szeroko otworzyli usta.
I nagle coś się we mnie załamało i poluźniło. Najpierw parsknąłem, a już za chwilę rżałem i kwiczałem ze śmiechu. Z tego wszystkiego nie od razu usłyszałem, jak powoli zaczęły wtórować mi pojedyncze hihy , by za chwilę pozostali świadkowie stron, a nawet rozwodząca para trzęsła się ze śmiechu, nie mogąc opanować podrygów ciała, a tym bardziej emocji. Nie trudno się domyśleć, że rozprawa została przerwana i odroczona, a my, wszystkie zgromadzone ofiary małżeńskiej zazdrości, poszliśmy na kawę i coś mocniejszego.
Długo jeszcze śmieliśmy się nie tylko z siebie, ale i z komicznej sytuacji, bo nagle rozwodząca się para poszła po rozum do głowy. Zapewne zdali sobie sprawę z własnej głupoty. Tak więc poczucie humoru niech nikogo nie opuszcza, ponieważ niejednemu ocaliło życie, przynajmniej małżeńskie. Ja zyskałem nowy przydomek: bywalec, co dodało mi nie tylko chwały, ale i splendoru.