Naszym piórem: Poezja Karyny Drzewieckiej

Powiększ rozmiar tekstu

Zapraszamy do zapoznania się z poezją Karyny Drzewieckiej – seniorki z Torunia.

Karyna Drzewiecka na początku tego roku ukończyła 80 lat (tegoroczna fotka z lipca w załączeniu).
Z zawodu jest biologiem, aktywną członkinią toruńskiego Klubu Turystyki Górskiej PTTK „Karpaty”
działającego przy Oddziale Uniwersyteckim PTTK w Toruniu.  Jest pełną werwy „osóbką” (taką do tańca i różańca), aktywnie uczestniczy w pieszych imprezach klubowych,  zarówno tych w górach jak i na nizinach (w okolicach Torunia), imprezach kulturalnych, wystawach i pokazach.  Swoje wrażenia, odczucia i fascynacje wyraża w prezentowanych wierszach.

 

Łąka na górze

Gdy las iglasty wyżej się nie wspina,
bo nie chce wiatru i suchego słońca,
swą bujność rozwija łąkowa rodzina,
i zajmuje najwyższe miejsce wzgórza aż do końca.

Łąka jesienna, trawna i jagodna,
od traw strzelistych, suchych biało-płowa, od wrześniowego powietrza pogodna,
od jagodowych listków jeszcze kolorowa.

A gdy się łąka przegina,
i na bok wzgórza opada, zaraz ją łapie i trzyma, młodych buczków gromada.

I ciągnie w dół do strumienia, i łąka lasem się staje,
i lasem dorosłym, wysokim, nad życiodajnym ruczajem.

Karyna Drzewiecka

 

Morskie Oko

Na zboczu ciepłe kamienie i trawy dotykam stopami borówki, zioła, kosówki – nazywam je kolorami.

A gdy spojrzę w dolinę staw barwny zagadkę mi stawia

i zaraz myśl niedomyślna ze stawem pięknym rozmawia. Skąd wziąłeś stawie, taki kolor dla twej wody ?
Czy to z błękitu dziewczęcych jasnych oczu młodych ?

Nie, nie zaglądałem wcale w tej panny źrenice,

nie szukały w nim koloru moich wód krynice. A dzwoneczków dzwoniących niebieskości sine ? Nie patrzyłeś swą głębią w tych kwiatków głębinę.

Oj, nie było mi potrzebne dzwoneczkowe granie,

ani ich niebiesko – liliowe wśród płatków otchłanie. A goryczek tojeściowych pobielane błękity,
co pną się po trawach od wód twych po szczyty ?

I z ich listków zielenie pomiędzy kwiatami,

pomieszałeś – i odtąd są twoimi wodami ? Nie brałem ja tych błękitów, fioletów, zieleni. Nie tymi się kolorami woda moja mieni.

A z wysokich regli łanów ? Coś z ich światła, coś z ich cienia ?,

Z ich zieleni niezielonej powstającej z oddalenia. Może jest kolor twój leśno świerkowy,
a w dzień pochmurny mglisto – szmaragdowy ?

Nie są borów odbiciem wód moich czyste głębiny

i nie szukaj tu w górach urody mojej przyczyny. A może masz wodo, ten kolor wspaniały,
że odzwierciedlasz w sobie granitowe skały ?

A może skały barwami mchów, porostów zdobne

przechwytują lśniące, drżące twoje zmarszczki wodne ? A może ktoś „niebo zwalił i położył”
i niebiańskie odcienie na falach pomnożył.

Nie wymyślił mnie poeta, nie malował człowiek

i nic mi nie podpowiadał prastary lodowiec.
Skąd więc wziąłeś ten niezwykły, ten kolor twój nienazwany, kiedy nie z drzew, nie z kamieni nie z dziewczyny roześmianej ?

Nie były to płatki, listki, ptaków pióra,
nad górami czyste niebo, zwiastująca burzę chmura ?

Nie brałem nic od nikogo, zawsze byłem taki. We mnie piękno, a nade mną niebiosa i ptaki.

Więc trzymaj zamkniętą w sobie twoją tajemnicę, a ja przyjdę, popatrzę i znów się zachwycę.

Karyna Drzewiecka

 

Na Szlaku (Gdzieś w Beskidach)

Ze szpilek zbrązowiałych, boru szorstkie posłanie stoją świerki posępne na własnym dywanie. Nawet trawki nie wpuściły by urozmaicić
dywan z opadłych szpilek, jak z brązowych nici. Pilnują się nawzajem

drzewa rosnące w głębi i stojące skrajem. Jedno drzewo drugiego pilnuje
czy nastrój powagi godnie zachowuje.

I tu bór świerkowy, ale jakiś inny,
pełen barw, kształtów nowych i szelestów. Taki bór gościnny.
Nie protestował wcale gdy pewnego wieczoru przyleciały orzeszki z sąsiedniego boru
Nie z boru – to prawda. Z lasu bukowego nieco dalej, na zboczu ciepłym stojącego.
I od razu buczynki nie czekając wiosny rozwinęły zielony szeleścik radosny.

Ścieżka teraz wąska, wtula się w las trzeci.
Wciska się w mchów obfitość między kamieniami I uważa, by nie przewracać żadnych leśnych dzieci, Które już wyrosły nad mchami i trawami,
I jak to dzieci, zielenią się radośnie,
I te blaszko liściaste, i te świerczki z igłami.

Najwyżej świerki rosną pomiędzy skałami
W kamienistym zboczu oparcia szukając,
Silnymi w ziemię wczepione korzeniami
W grubych wygięciach i splotach pień w skałach trzymają. Tylko się lękają by wiatr z nieba dalekiego

Nie wyrwał i nie zabrał miejsca zdobytego.

Karyna Drzewiecka