Nasz wywiad: Na emeryturze otworzyła galerię sztuki
Ewa: Wywiad z panią Renatą Skalską, która w dojrzałym wieku, kiedy wszystko wydawało się poukładane, kiedy większość z nas zaczyna żyć spokojnie na emeryturze, zostawiła za sobą bezpieczną codzienność i przewróciła swoje życie do góry nogami.
Ale zacznijmy od początku: Renato, wiem, że z wykształcenia jesteś biologiem i po studiach pracowałaś w swoim zawodzie …a ja poznałam cię jako osobę zafascynowaną sztuką. Jak to się stało?
Renata: Sztuka intrygowała mnie od zawsze, ale nigdy nie miałam na nią wystarczająco czasu. Po studiach rozpoczęłam pracę zawodową, jako nauczycielka w liceum, później dyrektorka dużego przedszkola i w końcu współwłaścicielka szkółki truskawek z produkcją sadzonek do Hiszpanii, Włoch, Maroka.
Ewa: O ile wiem, to był pewny i dochodowy biznes, dlaczego więc wyszłaś ze swojej strefy komfortu i zdecydowałaś wszystko w swoim życiu zmienić?
Renata: Kiedy mój starszy syn z żoną przejęli pieczę nad gospodarstwem, poczułam, że teraz jest przestrzeń dla mnie.
Ewa: Poznałyśmy się ze 20 lat temu, w momencie, kiedy poprosiłaś mnie o kontakt z toruńskimi artystami…
Renata: Ania, nasza wspólna koleżanka była osobą, która nas ze sobą połączyła. Pierwszym artystą, z którym mnie poznałaś był Janusz Bogacki, później poznałam jego siostrę Alicję, Annę Wysocką, Annę Kazior, Małgorzatę Wojnowską Sobecką i innych toruńskich artystów. Kontakty zaczęły się rozszerzać, dotarłam do malarki wspaniałych prac -pani Romany Kaszczyc z Barlinka, a przez nią do Marity Benke Gajda z krakowskiej ASP, jej studentów i absolwentów rzeźby…np. Pawła Erazmusa, Anety Nosko itd. Później byli studenci z Poznania.
Ewa: Czy wtedy już miałaś plany wyjazdowe związane z otwarciem galerii za granicą?
Renata: Tak, ale musiałam poczynić jeszcze pewne przygotowania. Zapewnić opiekę mojej starszej już mamie, nieco podciągnąć angielski, chociaż potrzebny był też francuski, ale tego języka zaczęłam się uczyć dopiero w Brukseli. Zakupić prace od artystów w Polsce.
Ewa: Jak to mówią: „Nie odkryjesz nowych oceanów, jeśli nie odważysz się stracić z oczu brzegu”. Jesteś odważna, nie obawiałaś się ryzyka i takiego wypuszczenia w nieznane?
Renata: Bałam się, czasami nawet bardzo. Wiele rzeczy było dla mnie nowych. Był rok 2007, a ja od wielu lat mieszkałam na polskiej wsi, więc trzeba było nauczyć się metra, bankomatu, jak założyć działalność, poszukać księgowego, znaleźć stosowne mieszkanie i miejsce na galerię.
Ewa: Dlaczego raptem Belgia?
Renata: Wykorzystałam okazję, że w tym czasie mój młodszy syn pracował w Antwerpii i miałam tam również kuzynostwo. Syn zgodził się, że mi pomoże i wspólnie rozpoczęliśmy pracę. Miejsca na galerię poszukaliśmy w centrum Brukseli, przy Rue de la Madeleine 17. Ulica prowadziła prosto do Grand Placu i była obok dworca centralnego, co pozwoliło na odwiedziny wielu turystów.
Ewa: Bardzo prestiżowe miejsce. Odważne, perspektywiczne, ale chyba nie tanie?
Renata: To niestety prawda, ale w innym miejscu, gdzieś z dala od szlaków turystycznych, nikt by nas nie zauważył.
Ewa: Powiedz mi jak została przyjęta Polska galeria w Brukseli?
Renata: Przez galerię przewinęło się mnóstwo ludzi, głównie turystów zagranicznych z całego świata. Począwszy, od chyba, wszystkich krajów europejskich, ale też z Japonii, Chin Australii, Kanady, USA, Brazylii, Argentyny, czy Peru. Z ciekawością obserwowali nas również przyjezdni z Rosji i byłych Republik Radzieckich prosząc o pomoc w pokazaniu prac ich artystów w Brukseli. Kontakty, ułatwiała nam znajomość rosyjskiego. Było mnóstwo zachwytu naszą sztuką, jej kolorystyką, romantyzmem i kreatywnością.
Ewa: A Polacy?
Renata: Najmniej procentowo było Polaków. Głównie trafiali tacy, którzy mieszkali na stałe poza Polską. Zaglądali z sentymentu, tęsknoty, kupowali sobie pamiątki, robili zdjęcia przed galerią. Odwiedzali nas również Europarlamentarzyści.
Ewa: A Belgowie, jak reagowali na polską sztukę?
Renata: Belgowie chyba inaczej odbierają naszą sztukę. Jak sądzę, ich gust jest bardziej surowy, być może ukształtowany przez warunki klimatyczne, wpływ Morza Północnego? Już wcześniej, Janusz Bogacki zwracał mi uwagę, że rynek belgijski jest trudny przez swoją specyficzną estetykę. Chociaż o dziwo miałam kilkoro stałych klientów Belgów, którzy oczekiwali na nowe prace z Polski, głównie studentów i wczesnych absolwentów, ponieważ prace cechowała świeżość pomysłów i dobra cena. Jedną z klientek była emerytowana lekarka, która kupiła kilka obrazów gnieźnieńskiej artystki Krystyny Jasińskiej, płaciła za nie w ratach co miesiąc, ale wytrwale odwiedzała galerię. Klientów belgijskich interesowała w większości ceramika i rzeźby z brązu.
Ewa: O twojej „Polskiej Galerii Natta” było głośno swego czasu…Włodarze Województwa Kujawsko -Pomorskiego zauważyli Was i docenili. Możesz cos o tym powiedzieć ?
Renata: Galeria była w ścisłym centrum miasta, więc trudno było jej nie zauważyć. Prosty czytelny szyld ,,Polska Galeria Natta” ciekawa ekspozycja w witrynie. Często obok galerii przechodził prof. Bronisław Geremek, pani prof. Hibner, odwiedzał nas Tadeusz Zwiefka. Ktoś przekazał informacje do Ambasady i do gospodarzy Woj. Kujawsko-Pomorskiego. Osobiście w promocję zaangażował się pan Borczuch. Wspólnie zorganizowaliśmy uroczyste otwarcie galerii przy udziale obydwu instytucji. Przyszli goście Ambasady, Konsulatu, przedstawiciele różnych krajów Unijnych i władz Woj. Kujawsko- Pomorskiego. Była telewizja regionalna z Polski i Polskie gazety z Brukseli. Dostaliśmy podziękowania od Marszałka Całbeckiego za promowanie kultury i sztuki, głównie regionu Kujawsko-Pomorskiego.
Ewa: Mogłabyś wymienić artystów, których prace przewinęły się przez Waszą galerię?
Renata: To była ceramika Alicji Bogackiej, szkło Janusza Bogackiego, witraże obecnej prof. Anny Kazior -Wójcickiej, grafiki i ceramika Małgorzaty Sobeckiej -Wojnowskiej i Darka Przewięźlikowskiego, malarstwo na jedwabiu Anity Grabowskiej. Byli też artyści z Krakowa Paweł Eazmus – ma obecnie dużą galerię w Krakowie, prof. Benke – Gajda – jej ceramika powędrowała do Włoch i USA, a piękny kafel jej studentki z tematem Klimta, wyjechał do Pensylwanii.
Ewa; „Galeria Natta” była swoistym salonem towarzyskim. Jacy znamienici goście ją odwiedzali i co się z tym wiązało?
Renata: Byli to głównie ludzie wrażliwi na sztukę, a wśród nich, ambasadorzy, artyści, bankowcy, biznesmeni, ludzie związani z filmem w Hollywood. W rezultacie byłam zapraszana na spotkania w Ambasadzie, rauty, bale sylwestrowe, wernisaże, koncerty z okazji ogłoszenia Polaka Roku. Tam nawiązało się wiele długotrwałych przyjaźni np. ze Svietlaną, aktorką z Uzbekistanu, Gijomem – dyr. szkoły artystycznej w Belgii, Ireną historykiem z Armenii i Ukraińską malarką. Przy małym stoliku, z filiżanką kawy lub herbaty, można było obejrzeć katalogi artystów- np. wspaniałe rzeźby z metalu prof. Anny Wysockiej, której prace były zbyt duże, żeby można je było pokazać w naszej galerii.
Ewa: Czy możesz przytoczyć jakieś nietypowe sytuacje, dziwne historie z życia galerii?
Renata: Pewnego razu przyszła do nas klientka, która była managerem w Hollywood, kupiła ceramiczne rzeźby orkiestry żydowskiej i zwróciła się z prośbą o pomoc w odnalezieniu swoich krewnych, zaginionych w czasie wojny, w okolicach Lublina. Niestety nie byliśmy jej w stanie pomóc mimo, że chciała sfinansować poszukiwania. Innym, może nawet bardziej stresującym wydarzeniem była wizyta dyrektora banku z Kopenhagi, który chciał kupić sporą rzeźbę z brązu, a ponieważ był to już jego ostatni dzień pobytu w Brukseli nie miał na nią dostatecznego limitu pieniędzy. Pozwoliłam mu wpłacić sporą zaliczkę, a pozostałe 800 euro przesłać po powrocie do domu, na moje konto. Trudno mi było zasnąć w nocy z emocji, ale rano się okazało, że pieniądze są na koncie i osobne podziękowania za zaufanie.
Ewa: Co spowodowało, że w pewnym momencie, zrezygnowałaś z galerii i postanowiłaś wrócić do kraju?
Renata: W dużym stopniu zaważyły na tym sprawy osobiste, poważna choroba mojej mamy, miała mi się też urodzić wnuczka w Polsce. Wtedy postanowiłam na pewien czas poszukać wspólniczki lub zastępstwa. Wybrana osoba mnie zawiodła, próbowała podstępnie przejąć galerię i wtedy podjęłam decyzję o powrocie.
Ewa: Takie trochę zaczepne pytanie… Czy po powrocie do Polski osiadłaś na przysłowiowych laurach i rozkoszujesz się emeryturą, czy realizujesz kolejne plany?
Renata: W Toruniu powrócił pomysł sprzedaży prac studentów i młodych artystów – niekoniecznie młodych wiekiem, również prac amatorów seniorów. Odnowiłam kontakty na toruńskiej uczelni. Jestem ogromnie wdzięczna pani prof. Kucharzewskiej, bo dzięki niej mogłam dotrzeć do właściwych osób i zainteresowanych studentów, a także pójść na kilka wykładów, żeby uzupełnić nieco wiedzę z zakresu sztuki. Skończyłam też kurs dekorowania wnętrz, żeby móc ewentualnym klientom pomóc wybrać pracę artysty do jego osobistego wnętrza. Założyłam stronę internetową www.sztukadlaciebie.pl , na której artyści bezpłatnie mogą zamieścić swoje prace do sprzedaży.
Ewa: Jesteś osobą odważną, nie bojącą się ryzyka, potrafiącą całe swoje życie przestawić o 180 stopni i zagrzewasz innych do działania…Zbliżając się do końca naszej rozmowy, co chciałabyś przekazać seniorom, czym zainspirować albo przynajmniej sprawić, aby życie stało się ciekawsze i pełniejsze?
Renata: Myślę, że dwie rzeczy. Po pierwsze, to żeby jak najdłużej zachować sprawność umysłową dbajcie o kontakty z innymi ludźmi, nie ważne czy mają 20 , 50 , czy 80 lat .One nas lepiej utrzymują w kondycji umysłowej niż książki i krzyżówki. Mózg podczas rozmowy musi wykonywać wiele operacji, to świetna gimnastyka. Druga rzecz, to ciągła ciekawość świata i nie zapominajcie prosić o pomoc. Ludzie naprawdę są życzliwi.
Na koniec mała dygresja. Idę z koleżanką po zrobionych zakupach w Plazie i widzimy nadchodzącą parę młodych ludzi. Piękna dziewczyna i przystojny chłopiec. Zbliżają się i chłopiec elegancko się kłania. Kiedy ich minęliśmy koleżanka pyta :”Skąd znasz tak przystojnego młodzieńca?”, a ja od niechcenia : „Kolega z roku”.
Śmiechu było co niemiara.
Ewa: Bardzo dziękuję za ciekawą rozmowę i życzę sukcesów na przyszłość.
Ewa Jurkiewicz,
Toruń, dn. 8. 11. 2025r.




