Naszym piórem: „Poezja Grażyny Wilczek”
Grażyna Wilczek, seniorka, uczestniczka naszych „Kawiarnianych spotkań w Kamienicy Inicjatyw zadebiutowała niedawno w nowym cyklu pt. „Słowa”, który pojawiać się będzie co czwartek po spotkaniach kawiarniowych.
Grażyna napisała o sobie:
”Kiedy piszę, to nie słyszę otoczenia, nieobecna patrzę na coś, co jest dynamiczne, zmienia się pod wpływem wiatru, słońca. Drzewa wtedy mówią, liście szeleszczą, ptaki przylatują jakby znikąd, niosą nową wiadomość. Mam wrażenie, że patrzę na ruchomy, rozgadany obraz, wtedy snuje się myśl, którą muszę zapisać.
To co jednorazowe, ulotne, zostanie utrwalone.
Wiersze powstają pod wpływem jakiegoś zdarzenia, sytuacji, wymagają natychmiastowego zapisania emocji. Siadam sobie wtedy i piszę. Robię to już od wielu lat i nigdy nie myślałam, żeby je publicznie czytać. Pisałam je do szuflady, ale to one właśnie pozwalały mi istnieć w innym wymiarze.
Widzę to, o czym piszę, widzę liść opadający z drzewa jak na wietrze kręci piruety, zanim dotknie ziemi, ptaka polującego na robaki, zanoszącego je do gniazda swoim dzieciom, widzę ich otwarte dzioby, słyszę ich popiskiwania.
Piszę, kiedy czuję ziemię parująca zapachem po deszczu, czuje jej aromat. Piszę, kiedy widzę krople deszczu wiszące na końcach gałązek, odbijające światło, błyszczące, drżące leciutko od chuchania nań wiatru.
To nie zdarza się zawsze i wszędzie.
Twardo stąpam po ziemi, żyję normalnie, zwyczajnie. Jestem względnie zorganizowana, praktyczna, noszę ze sobą chusteczkę, plaster, nuż będą potrzebne.
Lubię zbierać figurki słoni, szklane, ceramiczne, gliniane, z wosku, tworzyć biżuterię, zachwycać bransoletkami, pierścionkami. Coś w tym życiu trzeba robić, każdy człowiek to odrębna jednostka, ma swoje pasje, miłości. Ja swoją odkryłam przed Państwem.”
Tyle powiedziała autorka wierszy, które publikujemy poniżej.
Wiersze:
Wisła mieni się w słońcu
Wrześniowym niezbyt ostrym
W sam raz by grzać
Wodzie koloru dodać
Wiatr miejscami tańczy
Po fali nieprzeniknionej
Zmieniając jej widok
Jakby ktoś ryżem sypną
Mieni się perliście
Zabłąkany motyl wśród kwiatów
Pozuje do zdjęcia kolorami
Trawa błyszczy w słońcu
Czekając na krople rosy
Drzewa jeszcze w zieleni
Pysznie się prężą ku niebu
Chmury w chowanego
Ze słońcem w zawodach
Przyjemnie wdychać powietrze
Zapach zmienny
Tak jak pory roku
Jak drogocenne perły
Nanizał deszcz krople
Na bezlistnych o tej porze
Gałązkach drzew
Światła latarni dodają blasku
Wiatr wstrzymał oddech
Byś oczy zdążył nacieszyć
Widokiem miliona zwisających kropelek
Pada kropi leje
Dmucha lekko
Mocno wieje
Ptaki tulą się w gałęziach
Księżyc zbliża się do pełni
Niebo granatowe rozmydlone
Zasnute jakby mgłą
Gwiazdy nieśmiało zerkają
A ja nie mogę się napatrzeć
To takie fantastyczne zjawisko
Dzisiaj w słońcu
brzozę widziałam
Opuszczone ramiona miała
jeszcze ubrana w listki drobne musztardowe
A może…
do złota podobne
Wiatr nie pozwolił długo
Pozostać jej w jesiennej szacie
Uparcie szarpał gałązkami
Aż liść ostatni opadł smutno
Dobrze, że wiem o porach roku
Ze po zimie znowu
swe gałęzie ubierze w liście
I będzie mi opowiadać historie widziane dawno
A może to było wczoraj
Gdy bryczką jechała gawiedź wesoła
Z bicza strzelał stangret
Konia nie smagał wcale
przecież to zwierzę wspaniałe
Dzieci wracały ze szkoły
Śmiały się opowiadały
Do brzozy przytulały
Matka z dzieckiem przechodziła
Też do brzozy się przytuliła
Siwy Pan z laseczką
Zerkał na nią z ukosa
Też miał wspomnienia
Umawiał się dawno temu
Pod tą brzozą właśnie
Ze swą serca wybranką
Teraz sam przychodzi
Oczami wspomnienia toczy
Dużo by nam jeszcze
Ta brzoza powiedziała
Przyszła jesień
Wszystko zabrała