Ptakom podobni: Elżbieta Wegner
Papier jest śmiercią drzewa, powiedział Aristides Brianda. „Jeżeli decydujesz się odtwarzać to, coś w życiu zrobił, to znak, że drzewo twego życia już się nie nadaje do rodzenia nowych owoców, czyli rezygnujesz z dokonywania nowych czynów, aby poświęcić resztę żywota na rzecz utrwalania dla reszty świata wiedzy o twojej przeszłości. Tak więc stawiasz kropkę na końcu twego czynnego udziału w bieżącej rzeczywistości, aby kreślić papierowy obraz tego, co kiedyś było tobą. (Konrad Górski „Pamiętniki.”)
Przedstawiam Państwu kolejną, barwną, zwyczajną, Ptakom podobną, Elżbietę Wegner, a to co zacytowałam wyżej dokładnie można odnieść właśnie do Niej. Nie odtwarza, tworzy, nie wraca do tego co było, patrzy przed siebie, idzie po nowe.
O swojej biografii Ela pisze skromnie: ”urodziłam się w pięknej wiosce Brąchnówko, niedaleko Chełmży, tam chodziłam do szkoły podstawowej, która mieściła się w pałacu Czarlińskich. Można powiedzieć, że miałam możliwość otarcia się o przeszłość. Tam też urodził się Stefan Łaszewski, pierwszy wojewoda pomorski. W moim domu gościła zgoda i miłość. Mama kochała książki, robótki na szydełku, na drutach, pięknie też igłą ”malowała’’. Mój tata był prawym i pracowitym człowiekiem. Jego miłością były konie. Tam spędziłam moje młode lata w towarzystwie siostry i brata. Dużo by jeszcze mówić i pisać”
To jednak przeszłość, a ona chce mówić o czasie, który jest i idzie.
Poznałam Elę na spotkaniu w Kawiarence w Kamienicy Inicjatyw na ulicy Kopernika w Toruniu, ciepłą, wrażliwą, dobrą, ciekawą świata.
Pasją Eli jest tworzenie różnorodnej biżuterii. Zaprosiłam Ją do rozmowy w ramach cyklu, o którym wspominam powyżej, czyli cyklu „Ptakom podobni”.
Nic dziwnego zatem, że chciałam się dowiedzieć, czy czuje się ptakiem. Wiedziałam, że lubi czasem ’’polecieć’’, co potwierdziła, ale stwierdziła, że raczej mocno stąpa po ziemi, a Toruń dał jej szansę odnalezienia w sobie pasji, która była w niej od zawsze wyniesiona z rodzinnego domu, od mamy, która szyła, haftowała, robiła przepiękne patchworki, przerabiała, zaszywała, skracała, doszywała, itd. Mała Ela przyglądała się temu, a dorosła Elżbieta już wszystko umiała, tylko przypięła sobie skrzydła do ramion i „poszybowała”.
Wyfrunęły dzieci, najbliżsi odeszli, został czas, pasja, i jak mówi Ela, mama – kwoka, która wie, że nie poleci zbyt wysoko, jak to kwoka, ale pod jej skrzydłami zawsze otwartymi można się schronić.
Jej królestwo mieści się w pudełkach, pudełeczkach, słoiczkach. Przygląda się im często, otwiera, zamyka, przestawia, wybiera z nich korale i jak sroka wyciąga skarby, rozkłada, tworzy. Tworzy cudeńka: białe, czarne, łączy w kółka, owale, elipsy, bawi się kolorem, spina, łączy, nawleka.
Kiedyś nie lubiła czerni. Teraz już ją nawet oswoiła, nawet pokochała wzory, kiedy łączy biel z czernią, Tworzy kolczyki, pierścionki, bransoletki, broszki, zapinki. Wszystko, co pomyśli głowa, wykonują ręce. Ograniczają Jej kreacje tylko możliwości związane z materiałami, jakich potrzebuje do swoich kompozycji.
Pod jej palcami rozkwitają koralikowe stokrotki, róże, paski, kropki, trójkąty i owale. W każdej robótce jest Jej energia, jej serdeczność, Jej wyobraźnia.
Ela kocha książki i opowiedziała mi, że tam też szuka inspiracji, szuka na You Tube, w oglądanych filmach, w ornamentach toruńskich kamienic, w kolorach letniej Wisły, w oczach innych ludzi, tutorialach.
Opowiedziała mi pewną anegdotę, związaną z pierwszą książką, jaka dostała w nagrodę za to, że w wieku 5 lat już tak pięknie czytała.
Była to książka pt. ”Dary czterech wróżek”. Żartowałyśmy, że widocznie wtedy otrzymała dar kreatywności, wrażliwości, dar pracowitości, otwartości, potrzebę szukania, by ciągle istnieć jak to drzewa, a nie jak papier, który powstał na gruzach życia. Służy nowemu, pięknemu powstawaniu przedmiotów niosących radość innym. Kocha muzykę, lubi być wszędzie tam, gdzie dzieją coś ciekawego, w Dworze Artusa, na Jordankach, w C S W, w galeriach, na wystawach, wernisażach. Zbiera emocje, doświadczenia, przekłada na pomysły i zamyka w kolorach, kształtach, fakturach. Lubi gładkie powierzchnie, nie przeszkadzają Jej chropowate, bawi się tymi w paski, w kropki. Tworzy pełna pasji. Powiedziała mi, że znalazła w Toruniu swoje miejsce, energia tego miasta ją mobilizuje, pozwala jej przypinać sobie skrzydła. Czuje się wolna jak ptak, artysta.
Wieczorami, porankami, kiedy nie czyta, wkleja perły w kolczyki, w gotowe bazy, wykorzystuje kamienie syntetyczne, szklane kryształki, koraliki Toho, czeskie. Bawi się agatami, przyczepia do pereł chwosty, rozmyśla nad techniką robienia kolczyków indiańskich, ze wzorami etnicznymi. Na stole w pojemniczkach pełno kuleczek zaciskowych, małych linek stalowych, nitek od makramy, koralików z masy perłowej, przekładek, sznurków powlekanych, zawieszek, rzemyków, zapięć, karabińczyków, stoperów, bigli.
Przygoda z rękodziełem trwa, daje poczucie dumy z własnej pracy. Elżbieta tworzy spontanicznie, pod wpływem nastroju, szczegółu, który zwrócił jej uwagę. Kiedy patrzymy na jej małe cudeńka to się uśmiechamy. Grają kolory, materiały. Kalejdoskop. Barwny ptak, Elżbieta.